Oto przedstawiamy plejadę „geniuszy” odpowiedzialnych za najnowszy pomysł tendencyjnego referendum. Zainspirowani twórczością Einsteina i fryzurami z lat 80., przekonują nas do swojego „błyskotliwego” konceptu. Zanurz się w absurdalnym świecie polityki, gdzie głosowanie nabiera zupełnie nowego, komicznego wymiaru.
Teatr absurdu, czyli nowe pytania w starym referendum
Nadeszła era, w której referendum stało się nie miejscem serdecznego dialogu między władzą a obywatelami, ale prawdziwym teatrem absurdu. Jeżeli kiedykolwiek mieliście wątpliwości, czy życie naśladuje sztukę, spojrzenie na ostatnie propozycje pytań referendalnych z pewnością rozwieje wasze wątpliwości. To, co przedstawia nam pewna partia, przypomina bardziej krzykliwe dialogi z tanich przedstawień niż poważną próbę skonsultowania z obywatelami.
Kiedy wcześniej pytania w referendum dotyczyły kwestii tak ważnych jak wejście do Unii Europejskiej czy zmiany w konstytucji, teraz zdają się być bardziej produktami niekontrolowanej fantazji. Zastanawiamy się, czy niebawem dostaniemy pytanie w stylu: „Czy jesteś za tym, aby dni tygodnia miały nowe, bardziej patriotyczne nazwy?” albo „Czy zgadzasz się, żeby zamiast deszczu padały kolorowe konfetti?”.
Nawet Beckett czy Ionesco mogliby poczuć się nieco zakłopotani, obserwując, jak ich mistrzowsko wykreowane scenariusze pełne absurdu stają się inspiracją dla naszych polityków. Co więcej, może to jest celowe działanie – przecież w świecie, gdzie pytania stają się coraz bardziej absurdalne, obywatele zaczynają zastanawiać się, czy ich głos naprawdę ma znaczenie. W ten sposób teatr staje się rzeczywistością, a my, obywatele, nieświadomie stajemy się aktorami w spektaklu, którego finał jest jeszcze bardziej niepewny niż zakończenie „Czekając na Godota”.

Za publiczne pieniądze do prywatnej kieszeni – kreatywny marketing
Zdawać by się mogło, że w XXI wieku, w czasach technologii, big data i dobrobytu społecznego, nasza władza znalazłaby bardziej subtelne metody przekonywania obywateli do swoich racji. A jednak nie! Z nieskończoną kreatywnością rządzący postanowił wykorzystać publiczne środki jako główne narzędzie promocyjne. Przekształcenie funduszy państwowych w prywatny budżet marketingowy stało się sztuką samą w sobie, której mistrzostwo niewiele ma wspólnego z tradycyjnym pojęciem „dobra publicznego”.
Pomysł wykorzystywania pieniędzy podatników do promowania partyjnych inicjatyw przywodzi na myśl metody sprzed dekad, kiedy to jedna partia miała monopol na władzę i media. Teraz, w erze pluralizmu i wolnych mediów (nooo – prawie), rządzący stosują taktyki, które mogłyby zainspirować nawet najbardziej wyrafinowanych strategów marketingowych z Madison Avenue. Czy to billboardy na głównych trasach, czy to reklamy w przerwach najpopularniejszych seriali czy w wiadomościach – wszędzie tam, gdzie można „zainwestować” publiczne pieniądze rządzący są obecni.
Co więcej, cała ta sytuacja staje się jeszcze bardziej ironiczna, gdy spojrzymy na to, jak te publiczne fundusze są zbierane. Obywatele płacą podatki, ufając, że zostaną one przeznaczone na rozwój kraju, służbę zdrowia czy edukację. Tymczasem część tych środków wraca do nich w postaci reklam, które przypominają, jak wspaniała jest partia rządząca i jak wiele robi dla kraju. To trochę jakby kupować komuś prezent, a potem otrzymywać od tej osoby kartkę podziękowania, która jednocześnie przypomina, jak wspaniały jest nadawca prezentu.
Tak więc, w krótkim podsumowaniu: czy jesteśmy świadkami najbardziej wyrafinowanego planu marketingowego, czy też jest to po prostu przejaw klasycznej arogancji władzy? Odpowiedź na to pytanie pozostawiamy wam, drodzy czytelnicy. Jedno jest pewne: gdy publiczne pieniądze stają się prywatnym narzędziem promocyjnym, granica między dobrem wspólnym a prywatnym interesem zaczyna się zacierać.
Czas na obywatelskie nieposłuszeństwo!
Jak wszyscy wiemy, najskuteczniejszym sposobem przeciwstawienia się absurdalnym pomysłom władzy jest… jeszcze bardziej absurdalny akt oporu! Zapomnijcie o marszach i petycjach – czas na metody, które rzeczywiście wpisują się w nasze „nowoczesne” czasy! Proszę państwa, oto kilka propozycji, które z pewnością zmuszą władzę do zastanowienia się nad tym, co robi:
- Operacja „Zmienna pogoda”: Jeśli partia chce manipulować naszymi wyborami, my zaczniemy manipulować… pogodą! Codziennie rano wszyscy obywatele będą rozkładać i składać parasole w akcie symbolicznego „zmieniania pogody”. Bez względu na to, czy pada, czy świeci słońce, nasze parasole będą gotowe do działania!
- Hodowla jednorożców: Skoro w polityce pojawiają się tak fantastyczne pomysły, dlaczego my nie możemy wprowadzić w życie własnych bajek? Zacznijmy hodować jednorożce w naszych ogrodach! Z każdym rokiem ich liczba powinna się podwajać. Niedługo władza zda sobie sprawę, że mamy armię jednorożców gotowych bronić prawdy!
- Marsz ślimaków: Zamiast tradycyjnych protestów, organizujmy marsze w tempie ślimaka. Ruszając się z prędkością 1 cm na godzinę, pokażemy władzy, jak frustrujące może być oczekiwanie na prawdziwą zmianę.
- Sekretne potajemne komitety składania papierków: Tworzymy tajne kluby, w których składamy papierki na wszelkie możliwe sposoby. Oczywiście, nigdy nie ujawniamy, do czego służą te papierki, ale ważne, żeby były jak najbardziej skomplikowane. To nasza forma medytacji i oporu w jednym!
- Dzień odwróconych ról: Raz w roku wszyscy obywatele zamieniają się rolami. Lekarz staje się nauczycielem, nauczyciel sprzedawcą, a sprzedawca… premierem? Cóż, przynajmniej na jeden dzień w roku będzie w Pałacu Premiera świeże powietrze!
To tylko kilka z propozycji, jak w humorystyczny i absurdalny sposób możemy pokazać nasze niezadowolenie. Ostatecznie, jeśli polityka staje się teatrem absurdu, to my, obywatele, musimy stać się głównymi aktorami tej sztuki!
„Geniusze” za tym pomysłem – krótka ocena
Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się, co by się stało, gdyby połączyć duszę filozofa, który za bardzo zasmakował w swoim własnym absurdzie, z ekstrawaganckim klaunem próbującym przekroczyć swoje pięć minut sławy, oto macie odpowiedź: nasze najnowsze referendum. Tak, drodzy państwo, ten pomysł jest efektem tego, gdy kreatywność spotyka się z… no, właściwie z czym? Z pewnością nie z logiką.
Wyobraźcie sobie grupę osób siedzących w ciemnym pokoju, gdzie jedyny dostępny przedmiot to kalejdoskop i kawałek gumy do żucia. Po trzech dniach bez snu i 47 filiżankach kawy stworzyliby coś o wiele bardziej spójnego niż nasze referendum. Wizja tego pomysłu jest tak wyrafinowana, że przypomina operę śpiewaną przez koty w trakcie kąpieli w misce pełnej dżemu z truskawek.
„Geniusze”? Oh, z pewnością! Ale takich geniuszy można by znaleźć w podręczniku do biologii, w rozdziale poświęconym organizmom jednokomórkowym. Dla wielu z nas ten pomysł może być dowodem na to, że ewolucja naprawdę ma poczucie humoru. I to jakie! W każdym razie, brawa dla naszych wizjonerów. Czekamy z niecierpliwością na ich następny „majstersztyk”. Może kolejne referendum o tym, czy trawa jest zielona? Albo czy ryby umieją pływać? Niech nas zaskoczą!




